Header image Hej, Hej Rybacy!
Strona byłych studentów Wydziału Rybactwa Morskiego
Gadulec - forum Rybaków i Sympatyków
      Strona główna : : Galeria : : Forum
Teraz jest Cz mar 28, 2024 8:19 pm

Strefa czasowa: UTC + 1 [ DST ]




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 1 ] 
Autor Wiadomość
 Tytuł: Bania
PostNapisane: Śr gru 10, 2008 5:21 pm 
Offline
Autor TRiS
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N wrz 28, 2008 11:43 am
Posty: 369
Lokalizacja: Szczecin
B A N I A


Przez kilka dni sypał gęsty śnieg. Nagle wyjrzało słońce. Piękna była wioska w jego promieniach, w białym puchu. Złapał silny mróz. Na uliczkach wioski pojawiły się sanie. Swojsko brzęczały janczary. Wyrzucane spod końskich kopyt grudki śniegu boleśnieuderzały w twarz. Mroźne powietrze zapierało dech. Nadeszła zima, może nie taka sroga jak na wileńszczyźnie ale także dawała się we znaki mieszkańcom wioski. Wbrew przewidywaniom nie było cieplej niż tam na wschodzie, jednak nikt nie narzekał na nieprzyjazną aurę. Milowymi krokami zbliżały się święta. Zapobiegliwe niewiasty szykowały kutię, piekły kołacze. Był kłopot z makiem, jednak zaradne gospodynie i temu zapobiegły. W mig pokonały i tę przeszkodę. Chłopi zbierali się natomiast w domach, by snuć partyzanckie i frontowe wspomnienia. Były one przeważnie głównym tematem towarzyskich spotkań, i w zupełności wypełniały długie zimowe wieczory. Jeszcze nie minęła pierwsza rocznica zwycięstwa, a już opowieści żołnierski traciły grozę, zyskując na barwie. Z biegiem czasu powstawały coraz nowsze wersje, z tym, że każda ciekawsza i piękniejsza.
W przekazywanych relacjach, każda z nich była pełna dramatycznego napięcia. Nawet powściągliwy Hryhorowicz, który w bitwach raczej bezpośredniego udziału nie brał, a szlak bojowy od Wisły do Łaby przejechał na taborowej furmance, chętnie opowiadał o frontowych przeżyciach. Łgał przy tym jak z nut. Widocznie doszedł do wniosku, że on też nie jest gorszy. Ludzie słuchali zaciekawieni, jak kiedyś słuchano legend. Talent narratorski był znacznie wyżej ceniony od prawdy. Z upływem czasu „lano wodę” bez umiaru. Wyczytane, bądź zasłyszane wydarzenia wplatano w swoje przeżycia.
- Przywożą mnie, znaczy, do szpitala – snuł swoje opowieści Bakucewicz, ja pepeszę przy sobie mam. Trzymam ją oburącz, nigdzie nie zostawiam. Poszedłem z nią nawet na stół operacyjny.
- Tu nie front, ojciec, broń trzeba zdać – mówił sanitariusz, i łaps za automat.
Długo my się szamotali, ale ja nie taki człowiek, jak się zdawało. Tak ja jemu przylał w zęby, i jak nie napadnę na niego swoją łaciną, aż mu oczy na wierzch wyszły. Nazwałem go żulikiem który frontowego żołnierza chciał rozbroić. 0n się zezuł, ale podchodzić do mnie szelma się bał. Wiadomo „czernilnaja dusza” jak mówią rosyjscy żołnierze. Nu leżę ja, a pepesza pod kocem. Spokojniejszy człowiek jak broń ma przy sobie. Front blisko, a „kompania” ochrony składała się z samych maminsynków. Karabinu jeszcze trzymać dobrze nie potrafili, pietra przeogromnego mieli, a trzęśli się jak szaraki pod miedzą. Nic dziwnego, jeszcze byli niezwyczajni. Nu, stało się nieszczęście. Przyszła taka ciemna noc, że wyciągniętej ręki nie było widać, a tu Niemcy wychodzą z okrążenia, i prosto na nasz szpital. Zawrzało jak w mrowisku. Ci, co nie mieli broni, zaczęli wiać aż się kurzyło za nimi. Przyszedł komendant, przybiegł główny lekarz z prośbą do rannych, aby broń brali, i zajmowali obronę wokół szpitala. Ale jaka tam broń, same stare „Mosimy”. Dobra ona do straszenia wróbli, by konopi nie wyżerały. Nu, wziął ja swój automat, i wyłażę z sali. Aj, aj, aj, ot ja dopiero tam sobie użył za wszystkie czasy. Maszynka grała, aż miło było słuchać. Nie przepuścili my wtedy Niemców, chociaż pchali się oni na grandę. Sporo z nich już nigdy więcej nie wstało. Jak widzicie, walczyłem nawet w szpitalu. Tej nocy ja nigdy nie zapomnę. Myślał ja, że jutra nie doczekam, tak było gorąco. Mówię, żebyście wiedzieli, że rozstrzelał się ja więcej, jak pod Kołobrzegiem.
- Niby to dlaczego tak sąsiedzie, mało strzelaliście w Kołobrzegu? Może was tam wcale nie było? Powiedzcie kumie, gdzie ten szpital był? – zainteresował się szczegółami Piotr Mandalewicz.
- Nu, wiadomo, że blisko frontu. Powiedz no mi Piter, coś ty taki podejrzliwy i nieufny? Nie słyszałeś? Tak było głośno swego czasu o tym. Gazety pisały, opowiadano na zajęciach.
- Ale gdzie to było, jaka miejscowość? – uparł się Mandalewicz.
- W bok od Jastrowia. Kto by to pamiętał miejscowość. Wtedy i tak wszystkie miejscowości inaczej się nazywały. Mam słabą pamięć.
- W dawnym tartaku może? – wtrącił się Władek.
- Też prawda. Skąd o tym wszystkim wiesz? Czyż i ty tam był? - dopytywał się niecierpliwie Bakucewicz.
- A w którym miesiącu leżał wujek w szpitalu? – nie ustępował. Takich rzeczy nie zapomina się tak szybko – prowadził swoje dochodzenie.
- Może to był początek grudnia, a może połowa ... Czegoś się tak przyczepił? Dochodzenie prowadzisz, czy co? Przecież ci już o wszystkim mówiłem.
- I Niemcy wychodzili z okrążenia? Tak sami spokojnie i bez strzału ?
- Mówię przecież, że wychodzili. Chyba wiesz jak to się robi. Przebili się przez pierścień naszych, i wyskoczyli prosto na nas.
- Ale jednak przeszli obok. Jak mi wiadomo, ranni wtedy nie walczyli. Ja też tam leżał, i o takim czymś nie słyszał. Może było to gdzie indziej, a może to tylko bajeczka dla grzecznych dzieci?
- Tak mówisz? Ale szelma z ciebie, bratku. Łapiesz człowieka za słówka, a później twierdzisz, że tak nie było – sapał niezadowolony Bakucewicz.
- Pamiętam jak dziś, tamto wydarzenie. Czas też się trochę zgadza. To nie był początek lutego, ale połowa miesiąca – nacierał z werwą.
- Na stare lata człowiek całkiem pamięć traci. Znaczy się, że to było gdzie indziej? – protestował coraz słabiej.
Na tym urwały się frontowe wspomnienia Bakucewicza. Inne sprawy na długo zaprzątnęły uwagę mieszkańców wioski. Sprawcą tego wydarzenia był stary Antoni Karpowicz. Nikt nie przypuszczał, on także, że swoją skromną osobą spowoduje tyle zamieszania. Zanim do tego doszło, siedział przy piecu i drapał się zapamiętale. Nie zważał na dyskretne uwagi domowników, by tego nie robił przy obcych. Zwykle rozmowny, tego dnia był milczący i smutny. W trakcie czochrania się zapomniał, że nie jest sam, że jest obiektem zainteresowania zgromadzonych osób.
- Co wy dziadku, siedzicie jak na stypie, i przy tym zachowujecie się dziwnie. Drapiecie się jak stary kundel - nie wytrzymał Dominik.
- Zmartwienie mam chłopcze. W nocy to ja w ogóle nie śpię. Zaraza napadła na mnie, czy co? Ale po co ja to mówię, i tak wy mi nie pomożecie.
- Jakie możecie mieć zmartwienie? Walonki na nogach, ciepły kożuch na plecach, najedzony do syta. Macie wszystko co wam potrzeba, Na co więc jeszcze narzekacie? Może coś niedobrego z córką? Czyżby puściła się na mętną wodę, albo żołnierze ją uwiedli? Zresztą to nic nowego. Niejedną już u nas cnotę rozpruli. Czego się więc martwicie? W kumy nas poprosicie. Teraz taka moda, najpierw chrzciny, póżniej ślub. Jak mówią nasi żartownisie: wpierw dup a pożniej ślub – zwulgaryzował swoje wywody Dominik Mandalewicz.
- Nie, kochanieńki, ja z Janką nigdy kłopotu nie miał, to porządna dziewczyna. Takiego grzechu nie popełni, jak żyję – odrzekł Karpowicz.
- W takim razie co wam dolega, dziadku? Może chory albo zakochany? Teraz starzy starają się dorównać młodym – zaśmiał się Dominik.
- Zdrowy ja, jak tur. A o miłości to mi nie gadaj, bo obrażasz Matkę Boską. Gadasz po próżnicy i banialuki pleciesz.
- Może żenić się wam zachciało – nie ustępował młody Mandalewicz. - Nie wstydźcie się nas. Takie przypadki też się zdarzają.
- Nie śmiejcie się ze starego człowieka. Nie obrażam się na was, jesteście mi przyjaźni, ale skończmy gadać na ten temat.
- Tak, my się nie śmiejemy z was dziadku. Zaczęli wy mówić, to trzeba kończyć. Z ciekawości pytam. Jak jakaś bieda was przycisnęła, pomóc można. Może wy, naprawdę dziadku wstydliwej choroby się nabawili? Walcie prosto z mostu.
- A naprawdę pomożecie? Nie będziecie się ze mnie nabijać, tak jak to było przedtem? Po was można się wszystkiego spodziewać.
- Jasna sprawa, że pomożemy, i nie będziemy żartować. Jeżeli taka tajemnica, to umarł w butach, ani słówka o tym nikomu.
- Dobrzy ludzie z was – głos dziadka Karpowicza brzmiał prawie płaczliwie. Ratujcie mnie bo będzie żle. Nie wyobrażacie sobie, jak to paskudztwo strasznie dokucza. Zwariować można. Co za świństwo, po prostu wszy mnie oblazły. Nu prosto choć siadaj i płacz. Łazi po ciele i gryzie. Jak tak dłużej potrwa, to sam szkielet ze mnie zostanie. Bieliznę ja zmieniam, a te chalery ciągle są. Boję się blisko drugiego człowieka usiąść. Rano pod pierzyną jak w mrowisku. Cała armia atakuje. Jak wściekła szarańcza. Skóra ogniem pali. Chyba przyszła na mnie ostatnia godzina. Boże, zmiłuj się nade mną – przeżegnał się zamaszyście.
- W wojsku nam dawali taki proszek. Pomagało ale nie na długo. Po paru dniach znów ich było pełno. Trudno tego draństwa się pozbyć.
- Jaki tam proszek? Bania potrzebna a nie proszek. Jeżeli chcecie mi pomóc, to wybudujcie ją u nas. Tego brakuje. Inni też z tego skorzystają.
- Mądrze dziadek mówi. Bania potrzebna.0t, wyparzyłby się ja, wypocił. Wszyscy o tym marzą, ale nikt jak dotychczas do tego się nie bierze. Wszyscy czekają nie wiadomo na co – stwierdził Bakucewicz.
Jeszcze tego dnia rozpoczęto we wsi budowę łażni. Temu wzniosłemu celowi miał służyć pusty chlewik na skraju wsi. Ludzie pracowali z zapałem. Piotr Mandalewicz oszklił wybite szyby, a Stowejko układał z ogromnych kamieni palenisko. Pomocników miał jak nigdy dotąd. Bakucewicz zaprzągł konie, i wspólnie z Bojarczukiem wygrzebywał spod śniegu żelazny złom. Kamieni także było pod dostatkiem. Poniewierały się spore pryzmy na podwórkach. Hryhorowicz przywiózł deski, i stary Karpowicz budował półki. Wspólnym wysiłkiem wzniesiono w krótkim czasie upragniony obiekt ogólnego użytku. Poznaniacy patrzyli na tę robotę i obiekt ze zdumieniem. Jednak Wilniucy się tym zupełnie nie przejmowali. Rozmawiali i robili swoje.
cdn
Fragment z książki Marii Czech Sobczak i Władysława Kuruś Brzezińskiego „Nasza Ziemia, Nasze Prawo”. Tekst autoryzowany przez autora, który jako żołnierz przebywał w tej wsi, podczas urlopu zdrowotnego. .


Góra
 Zobacz profil  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 1 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1 [ DST ]


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 2 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
 cron

Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL
Wsparcie techniczne KrudIT Usługi Informatyczne
[ Time : 0.018s | 15 Queries | GZIP : Off ]